niedziela, 21 listopada 2010

Smak krówki "Memento".

Rodzinnym trio wybraliśmy się na Targi Funeralne. Przy wejściu, po sprawdzeniu naszych biletów (40 zł szt.) otrzymaliśmy skromny, ale smaczny poczęstunek - krówki mordoklejki z dyskretnym napisem „Memento“.
Na szczęście dalej nie było już tak dyskretnie: czernią karoserii lśniące karawany renomowanych marek, zatrzęsienie spełniających najwyższe wymagania trumien (mi spodobała się trumna „Aramis“, wyłożona ekskluzywnymi poduszkami, dzięki którym gnicie może być wyjątkowo komfortowe) - poczuliśmy się maksymalnie docenieni przez grono doświadczonych fachowców, którzy przygotowali ten stuff specjalnie z myślą o nas (trochę nam się zrobiło głupio, że śmiemy jeszcze być żywi).
Naszą uwagę przykuła kolekcja urn o unikalnym zestawie wzorów, szczególnie nie mogliśmy oderwać wzroku od widoku samotnego, czarnego żagla odpływającego w pomarańczowo - różową dal zachodzącego słońca... Osobiście dałbym wyróżnienie urnie z motywem ważki brzęczącej nad pąkiem lilii. Nota bene był też konkurs na projekt artystyczny, gdzie zaskoczyła nas koncepcja urny - matrioszki.
Poznaliśmy także maszynę do drukowania napisów na szarfach (chciałbym mieć taką). Na małym monitorku wybieramy wielkość i krój czcionki, na klawiaturce wpisujemy żale, wyrazy pamięci i szacunku, wciskamy „print“ i ruszają wałki z rozwijającymi się wstęgami, na których iglice w żwawym tańcu drukują treść kondolencji.
Ponieważ staliśmy przy szarfach dobrą chwilę, przechwycił nas w zasięg swej akcji marketingowej następny wystawca, by kiwając się jak Elvis na sprężynce zachwalać „kapsułę do transportu (zwłok oczywiście, haha, dodał z uśmiechem komiwojażera)“, ale ja widziałem, że to był normalny bagażnik dachowy plastykowy przerobiony i nie będzie mi tu fanzolić, idziemy.
O błysk w oku przyprawiła mnie megawypasiona koparka, z niewielką kabiną, z czterema odnóżami krocząco-jadącymi, z małą, sprytną łyżką do kopania zgrabnych grobów. Żona nie podzieliła tego entuzjazmu, a syn nie ma nic do powiedzenia, bo syn się jeszcze nie urodził. Nazwałem ten cud techniki „Gropokopem“ i poszliśmy dalej, wzdłuż galerii dwumetrowych płócien ukazujących wyobrażenia części naszego narodu o tym, jaki kolor mają zaświaty (brudny róż), jak wygląda(ł) P. Jezus etc. Po wymianie sympatycznych uśmiechów z hostessami dzierżącymi małą trumienkę - gadżet pełen mini szarf poczuliśmy, że pora się zbierać.
Z Targów chciałbym mieć jeszcze grafitowy garnitur z pagonami i lampasami (ten drugi od lewej i czapkę szofera) oraz otwieracz do piwa z grawerowaną trumną (breloczków z trumną nie chcę).
Gdy opuściliśmy halę T.F. szeroko uśmiechnął się do nas świat, oferując nam kredyty, pakiety usług na najwyższym poziomie, miejsca wyrafinowanego clubbingu, sety z relaksacyjną muzyką i pigułki na duże i małe choróbska, byśmy jak najdłużej mogli cieszyć się tym wszystkim, zanim przejmą nas tamci.

Billboard

Ostatnio w drodze do pracy przechodzę obok billboardu, na którym twarz D. Tuska rzuca wyzwanie przyszłości (lub przeszłości, kto wie). Dziś owa fizys była suto wysmarowana gównem. Mocny argument... pomyślałem.
Wracając z pracy mijam ów bilboard, twarz lidera doszczętnie z gówna wytarta, czysta (pod światło widać ślady mocnego szorowania). Ot, nasza polityka - mocne argumenty kontra poświęcenie (i vice versa)...